Wielkie Puścizny pełne radości

Od przynajmniej roku, rejon między Jeziorem Orawskim a Nowym Targiem chodził mi po głowie. Miejsce na mapie, które wygląda bardzo nijako, biednie można wręcz powiedzieć. Od zachodu Słowacja z Małą Fatrą, na granicy z Polsko-Słowackiej Babia góra, potem Beskid Wyspowy, Gorce i oczywiście Tatry. Wszędzie ciekawie i pięknie oraz… popularnie.

A to, co jest na czasie, gdzie tłumy się zbierają lub heatmapa na Stravie zaczyna przypominać skrzyżowanie tętnic, tam raczej wybieram pójście (pojechanie rowerem, bo szybciej) pod prąd w poszukiwaniu miejsca gdzie odetchnę pełną piersią. Dlatego wybrałem powłóczyć się za Jezioro Orawskie, aby zobaczyć tą dziurę na mapie w rzeczywistości.

Kilka tego typu chatek odkryłem w tym regionie. Na wiating.eu możecie je znaleźć
Uroki eksploracji

No nie uwierzycie… ale było tam trochę pustawo.

Do Puścizn dotarłem częściowo po Szlaku Wokół Tatr, na którego w późniejszym etapie jeszcze na chwilę wróciłem, jadąc wzdłuż Czarnego Dunajca. Swoją drogą, jest na blogu wpis o SWT, którego zrobiliśmy „po swojemu” (LINK).

Od rana pogoda była średnia, powietrze mało przejrzyste i unoszące tony wilgoci. Wokół wzniesień tworzyły się mgliste obłoki i tylko kwestią czasu było, kiedy zacznie padać. Idealnie wyczucie czasu przez los sprawiło, że gdy dojeżdżałem do Puścizny Rękowiańskiej (pierwszej w większym ich gronie), deszcz oderwał mnie jeszcze bardziej od otaczającej cywilizacji.

W ogóle jak komuś chciało się wymyślać i zapamiętywać te wszystkie puścizny, tego nie wiem. Dla mnie to wszystko jest jako Wielką Puścizną, ale w mamy tutaj: Puściznę Franków-Brzeżek, Puściznę Długopole, Puściznę Rękowiańską, Puściznę Baligówka, Puściznę Małą, Puściznę Wielką, Puściznę Wysoką, Łysą Puściznę oraz Puściznę pod Pustą Polaną. Te dwie ostatnie nazwy są najbardziej zagadkowe dla mnie.

Na chwilę zahaczyłem Czarny Dunajec, by już na dobre wjechać w pustkę, w której były lasy, torfowiska, niezłe szutry oraz niestety błotniste ujeby. Dzięki dobrej (złej) pogodzie, wczułem się w ten klimat niesamowicie. Jedynie kolej torfowa zakładów „Bór za Lasem” nieco wybiła mnie z transu. Polecam poczytać o niej więcej na blogu Wycieczka za Dychę.

Widok z Rio de Klin
Wyglądało groźnie i chwilę później tak właśnie było
Poniżej była plaża. Nie wiem dlaczego nie zrobiłem jej zdjęcia…

Słońce wychodzi to czas na plażę

Zanim przez chaszcze dotarłem nad dziką plażę nad wschodnim brzegiem Jeziora Orawskiego, docieram jeszcze większą trawą do opuszczonej wsi Hamre. Jak czytam z tablicy przy mocno zniszczonym cmentarzu, wioska została zalana w 1953 roku. Chodząc między nagrobkami, wypatrując w zaroślach pozostałości zabudowań, oczami wyobraźni próbuję sobie wyobrazić jak tutaj musiało tętnić życie…

Na plażę do niedawna jeszcze prowadziły drewniane schody, które dodawały klimatu temu miejscu. Teraz trzeba nieco bardziej nakombinować się, aby zejść po stromym zboczu nad wodę, ale zdecydowanie warto. Ciekawe też miejsce na biwak, jeżeli pogoda jest w miarę stabilna, bo mało kto tutaj się zapuszczam z własnej woli.

Tego dnia pogoda była tak stabilna, jak tafla wody na jeziorze

A wiatr był konkretny.

Czarna woda, odbijająca złowieszcze chmurzyska, z których deszcz lał się wiadrami. Jako tako przemknąłem brzegiem jeziora, dojeżdżając na wpół mokry do miejscowości Klin nad Namiestowem. Tam pod dachem urzędu miasta przeczekałem najgorszą ulewę, która zdawała się nie mieć końca.

Taka dynamika natury jest równocześnie piękna i, pomimo że bywam przemoczony, przepalony od słońca i tak kilka razy nawet w ciągu dnia, to uwielbiam to. Tym bardziej że po burzy niebo jest niezwykłe, z poszarpanymi, jeszcze nie do końca „wypadanymi” resztami chmur, które już nie mają siły wydusić nic z siebie nic więcej. Takie niebo było nad Jeziorem Orawskim, które podziwiałem z Rio de Klin, do którego podjazd robiłem zygzakując. Aby delektować się widokiem oczywiście, bo sił miałem jeszcze tyle, że ooooo…

A na samej górze, stał pomnik jak się dobrze domyślacie Jezusa, ważący ponad 20 ton z 7-metrowymi ramionami. Z ciekawych jeszcze rzeczy to znajduje się tam stół z ławami,, zamknięty z trzech stron ścianami, na których każdy centymetr jest wykorzystany przez religijne obrazy.

Drugi dzień zapowiadał się mega upalnie, więc trzeba było się schłodzić

Po nocce spędzonej w wiacie pod szczytem Kopanica, pragnąłem zakręcić się przed powrotem do kraju blisko Babiej Góry, gdzie już czekała na mnie zimna woda w mini kąpielisku (przebieralnie, schodki, trampolina, wiata, pełen wypas). Możecie kojarzyć to miejsce z naszych poprzednich jazd (LINK).

Świetna asfaltowa droga blisko pośród drzew prowadzi od Oravska Polhora przez Slana Woda (ulica Kupelna), która wiedzie do naszej miejscówki. Tam też jest kilka alternatywnych wyśmienitych dróg szutrowych, o których w linku powyżej przeczytacie także.

W planach był nieco bardziej ambitny powrót przez Żywiecczyznę, lecz nawigacja, a raczej telefon, z którego pomocą nawiguje (kiedyś napiszę, dlaczego wciąż nie przesiadłem się na Garmina lub Wahoo), postanowił kopnąć w kalendarz.


Damian Ciaćma
Damian Ciaćma

Włóczykij niespiesznie kręcący zawsze w stronę zachodzącego słońca. Miłośnik kimania na łonie natury, nieskatalogowanych atrakcji i minimalizmu. Pasję do dwóch kółek łączy z fotografią, z których pomocą tworzy swój mały świat.

Artykuły: 31