Z tego co słyszymy i czytamy, to mieliście bardzo pozytywne odczucia. My także byliśmy bardzo zadowoleni z przebiegu wydarzenia i zaskoczeni ilością uczestników.
Północne regiony od Bielska-Białej obfitują w stawy, łagodne tereny z niewielkimi wzniesieniami, spokojne i mało ruchliwe drogi asfaltowe, nieoczywiste szutry oraz oczywiście malownicze widoki na Beskidy. Idealna trasa na początek roku (…w kwietniu), którą Iwo wykreślił na mapie tak, aby każdy dał sobie radę bez większych problemów. Tym bardziej że tempo mieliśmy tego dnia w kategoriach kolarstwa romantycznego.
I, mimo że nieco rozciągaliśmy się przy podjazdach, to wierzymy, że było to spowodowane chęcią podziwiania widoków oraz robienia zdjęć. Nikogo nie podejrzewamy o braki w kondycji, spowodowane leżingiem zimowym pod kocem z grzańcem w rękach :).
Był długi i wąski, a ciągnął się aż po horyzont.
Mowa oczywiście o mostku nad Wisłą w Jawiszowicach, który pokonaliśmy mniej lub bardziej zgrabnie, myśląc już o knajpie, jaka miała być w odległości kilku machnięć korbą. Popasy w gastropunktach będą naszymi stałymi elementami tras, bo nie samą jazdą człowiek żyje. A nawodnienie organizmu odpowiednimi płynami jest rzeczą kluczową.
Tym bardziej, że czekało nas jeszcze kilka mniejszych podjazdów i ten jeden upragniony – na Trzy Lipki. Pamiątkowe zdjęcie i można było zjeżdżać Starym Bielskiem do centrum miasta, myślami będąc już przy kolejnej wspólnej ustawce.