W mieście położonym u podnóża Beskidu Śląskiego i Beskidu Małego z dostępem do malowniczych wyżyn na północny wschód oraz nizin na północny zachód, nie mogło zabraknąć dobrych zawodów gravelowych. W tym terenie tkwi zbyt duży potencjał i różnorodność, aby nie móc tego wykorzystać. Możliwe też, że użycie słowa „niziny” było tutaj na wyrost, lecz proszę o wyrozumiałość, gdyż dla nas, mieszkańców tych okolic, trasy mające przewyższenie poniżej 500m na 100km są… płaskie 🙂
Opis i zdjęcia są oczywiście chronologicznie zgodne z przebiegiem trasy.
Trasę zaczynamy od „ikony” miasta: Stalownika
Zbudowany na zboczu Łysej Góry szpital niszczeje i straszy okolicę od ponad 20 lat. Jest to niewątpliwie atrakcyjne miejsce dla ludzi pasjonujących się urbexem, lecz ze względów bezpieczeństwa, nie polecamy się zapuszczać do jego wnętrza. Tym bardziej że jest całkowicie wybebeszony i tylko sam beton pozostał.
Od Stalownika czekają nas szutry niezłej jakości z wyłaniającym się widokiem na miasto. Będzie kilka zawijasów, po których dotrzemy do moim zdaniem najtrudniejszego podjazdu na trasie pod Chatą Rogacz. Gdy się już z tym uporamy w szybkim tempie dojeżdżamy do ulicy Harcerskiej i asfaltem wędrujemy pod Schronisko na Magurce.
Szybkie szutry
Z Magurki czeka ostry i szybki zjazd po dość grubym szutrze, którym przecinamy asfaltową dosyć ruchliwą drogę na Przełęczy Przegibek. Dalej lecimy już dobrej jakości żwirem w kierunku Gaików, robiąc zawijas „eskę” na mapie, wpadającą na chwilę na wyasfaltowaną ulicę Górską. Z niej zwinnie uciekamy (już można powiedzieć na klasyka) na trasę ze Straconki do Kamieniołomu w Kozach, którą z całą pewnością pokochacie za nawierzchnię, szybkość oraz widoki.
Pora na „płaską” część trasy
Po szybkim zjeździe od Kamieniołomu w Kozach wjeżdzamy na chwilę w ciekawy odcinek leśny, z którego już prosto kierujemy się na północ. Przy przejeździe przez ulicę Krakowską prosimy o szczególną ostrożność. Prosta i szeroka droga jest pokusą dla różnego rodzaju patologii drogowej. Kilkaset metrów dalej będzie przyjemna, wąska dróżka przy płocie z betonowymi słupami. W momencie jak jest łuk w lewą stronę, uwielbiam tam robić kolarzom zdjęcia. Dalsza trasa przebiegać będzie dużo szybciej, bo jest głównie asfaltowa.
Będzie jeden „kłopotliwy” odcinek ze względu na budowę drogi S1, ale wszystko jest tam dobrze zorganizowane, a w weekendy ruch niewielki. Poza tym asfaltowe drogi będą pięknie się wić z dala od spalin, by wejść w nieco bardziej industrialny klimat w Czechowicach-Dziedzicach, z których pod wiaduktem czmychniemy stawami do Zapory w Goczałkowicach.
Na południe w stronę gór
Od zapory wpadamy w fajny odcinek leśny, po którym mamy przejście pod torami, za którymi czeka nas jeszcze więcej lasów. W taki sposób dojeżdżamy do Pierścieńca, po którym jest trochę podjazdu do miejscowości Bielowicko. Całkiem niezłe widoki są w tej miejscowości, lecz szybko znikają, bo droga leci w dół i aż kusi przydepnąć, chociaż do tych 60km/h. Przez Grodziec wpadamy do Doliny Łańskiego Potoku, z którego wbijamy się na szutry w Jaworzu Nałęże i po chwili asfaltowej wyjażdżki w górę znowu wpadamy na świetne nowe szutry, którymi już jedziemy do Zapory w Wapienicy i powoli zmierzając na północny wschód, kierujemy się ku mecie na rynku w Bielsku-Białej.