Każdy kolarz ma swoją historię wejścia w tę pasję, czasem prostą, a czasami okazuje się, że rower jest w zasadzie efektem ubocznym. Mnie dotyczy właśnie ten drugi scenariusz, bo rower na początku był bardziej środkiem transportu w miejsca trudno dostępne, zwłaszcza przed uzyskaniem prawa jazdy.
To, co mnie nakręca
Celem wycieczek były i nadal są dla mnie często obiekty związane z przemysłem, koleją, głównie te zapomniane lub powoli upadające. Skąd takie pomysły? Zawsze interesowała mnie przemysłowa tkanka Górnego Śląska połączona niezliczonym gąszczem torów z głównymi arteriami i mniejszymi, bocznymi odnogami. Dawniej potężne zakłady i dziesiątki kopalń były spięte ze sobą i współzależne a głównym motorem rozwoju był węgiel kamienny, wydobywany w setkach większych i mniejszych szybów rozrzuconych od Gliwic aż po Dąbrowę Górniczą, Trzebinię, a nawet okolice Krakowa (Tenczynek).
Małe prywatne sztolnie z końca XVIII wieku z czasem łączono i drążono coraz głębiej by w okresie wojennym a później PRL, powstały gigantyczne molochy – kopalnie zatrudniające każda tysiące pracowników drążących pokłady czarnego złota. Szczyt wydobycia przypadał na lata 50-70-te. Załamanie potęgi wydobywczej i produkcyjnej nastąpiło dość gwałtownie wraz ze zmianami systemowymi lat 90-tych. Były miejsca, gdzie dalsze działanie zakładów w gospodarce wolnorynkowej przynosiło tylko straty, ale w wielu przypadkach pokłady węgla kończyły się po 150 latach ciągłej eksploatacji i w danym miejscu nie było już czego wydobywać, lub złoża znajdowały się za głęboko.
Było także mnóstwo układów, patologii, rozkradania majątków i powolnej degradacji, na których cierpieli przede wszystkim zwykli obywatele. Zmiany były bardzo gwałtowne i w ciągu około 10 lat z powierzchni ziemi zniknęła gigantyczna ilość ciekawych obiektów, wówczas często jeszcze niechronionych przez konserwatora zabytków. Restrukturyzacja czy zagospodarowanie gruntów przebiegały chaotycznie, dziko, bez odgórnego pomysłu na zagospodarowanie wielkich przestrzeni. W końcu grunt to też pieniądz nawet jeżeli jest zasypany gruzami.
Jak wygląda to obecnie?
Gruzu nadal jest tu mnóstwo. Nowe osiedla mieszkaniowe wyrastają obok problematycznych nieużytków, piękne siedziby firm z gigantycznymi parkingami stają tam, gdzie dawniej wysypywano urobek na hałdy. Ten chaos ma swój specyficzny urok i jest tu też naprawdę sporo zieleni, lasów i stawów dających wytchnienie od miejskiej ciasnoty. Dawniej otwartych przestrzeni było jeszcze więcej, a osiedla górnicze graniczyły bezpośrednio z polami uprawnymi, a wiele obecnych dzielnic było jeszcze samodzielnymi miejscowościami z własnym rynkiem i układem urbanistycznym. Jednakże okolice większych zakładów wydobywczych czy hut przypominały pustkowia z Mad Maxa, czy Fallouta, także pod względem skażenia. Metale ciężkie, tlenki siarki, azotu, żywice i chemia w wodach powierzchniowych skutecznie skracały życie nieświadomych zagrożenia mieszkańców. Dziś walczy się z tym żmudnie i stopniowo rekultywując powoli dawniej zdegradowane tereny, ale śmiało zakładam, że zajmie to co najmniej kolejny wiek.
Miejsce skrajnie nieprzyjazne dla rowerzystów? Wręcz przeciwnie
Gdzie w tym post apokaliptycznym krajobrazie miejsce na rower? Jest go zaskakująco dużo. Lasy sosnowe otaczają cały górnośląski okręg przemysłowy wielkim pierścieniem, a w wielu miejscach zieleń wdziera się między części metropolii. Dawno rozebrane linie kolejowe i bocznice zamieniły się w ścieżki biegnące nasypami, wiaduktami, a nawet tunelami przez stopniowo zarastające resztki dawnej świetności. Potencjał do tworzenia dróg rowerowych jest tu wielki, jednak dotychczas wykorzystany w minimalnym stopniu, głównie z powodu problemów własnościowych.
Ja jednak nie mam oporu pojeździć trochę po krzakach, hałdach i wędkarskich ścieżkach. Na obrzeżach aglomeracji znajdą się także świetne miejsca na kąpiel czy nocowanie w hamaku nad jednym z kilku zalewów powstałych w dawnych odkrywkowych piaskowniach. Były one połączone z kopalniami węgla potężną siecią zupełnie niezależnej od PKP kolei piaskowej, której zadaniem było dostarczanie podsadzki – piachu do wypełniania zamkniętych wyrobisk. Wszystko to aby minimalizować szkody górnicze na terenie miast. Dziś działa minimalna ilość piaskowni tylko dla celów budowlanych, więc i kolej piaskowa zniknęła prawie całkowicie, zostawiając szramy w krajobrazie.
Istnieje spory potencjał wykorzystania tych śladów dla turystyki, gdyż linie te biegły prawie bezkolizyjnie z arteriami miasta, poprowadzone górą po nasypach lub dołem w wykopach i łączą często popularne tereny wypoczynkowe, lub dzielnice mieszkalne i strefy przemysłowe. Same piaskownie, niekiedy rekultywowane, a czasem pozostawione same sobie wypełniły się czystą wodą i są świetnym miejscem na weekendowy wypad. Największe z nich to Dziećkowice w Mysłowicach, Pogoria i Kuźnica Warężyńska w Dąbrowie czy Dzierżno w Pyskowicach. Wielkość tych jezior uzmysławia w pewnym stopniu skalę wydobycia węgla, w końcu większość wydobytego piachu trafiła właśnie do dawnych wyrobisk w miejsce tego co wyjechało na powierzchnię. Górny Śląsk jest dziurawy jak ser szwajcarski, korytarze pod ziemią łączą ze sobą miasta – można zjechać jednym szybem pod ziemię i wyjść kilkadziesiąt kilometrów dalej na powierzchnię.
Blizny zaborów w dalszym ciągu są widoczne
W tym przetworzonym przez przemysł środowisku miałem okazję spędzić studia, jeżdżąc namiętnie po całym rejonie prawie codziennie. Ilość ścieżek, zakamarków i intrygujących pozostałości jest wręcz nieskończona i eksploracja tego terenu może trwać latami. Dla mnie szczególnie ciekawe są rejony wokół styku dawnych zaborów. Dla wyjaśnienia – ten niezmiernie atrakcyjny ze względu na zasoby teren został podzielony w czasie zaborów między trzy cesarstwa – Niemcy, Austrowęgry i Rosję, stanowiąc styk trzech zaborów. Miejsce styku granic do dziś nazywane jest Trójkątem Trzech Cesarzy i znajduje się u zbiegu Białej i Czarnej Przemszy, największych rzek rejonu. Dziś granice między dawnymi zaborami powoli się zacierają i mają charakter symboliczny, jednak rzut okiem na mapę i architekturę miast nadal pokazuje spore różnice. Każdy z zaborców wprowadzał swoje regulacje i wpływał na kształt rosnących miast. Niemcy mocno inwestowały w przemysł, tworzono liczne, dobrze zorganizowane osiedla mieszkaniowe (często związane bezpośrednio z danym zakładem). Rosjanie mieli tendencję do budowania dość przestrzennych miast z szerokimi alejami, co do dzisiaj jest widoczne w Sosnowcu czy Dąbrowie i znacząco ułatwia rozwój infrastruktury miejskiej. Austriacy zaś inwestowali najmniej i miasteczka z tego zaboru do dziś odznaczają się dość ciasnymi uliczkami i niskimi, mało spektakularnymi kamienicami, co dość dobrze widać w Jaworznie, Sławkowie czy Trzebini, które nie zyskały nigdy większego znaczenia jako ośrodki miejskie.
Różnorodność terenu zachwyca
Region Górnego Śląska jest także zróżnicowany pod względem ukształtowania terenu. W dolinie Wisły i jej dopływów jest generalnie płasko, sporo lasów. Na terenie Jury i w okolicach znacznie więcej jest pagórków i pojedynczych stromych wzniesień, które stanowią świetne punkty widokowe – chociażby w Wojkowicach czy Jaworznie. Liczne kamieniołomy wapienia i dolomitu przez wieki zapewniały budulec do rozbudowy miasteczek, wycinając dziury w stokach wielu z tych górek. Dziś sporo z kamieniołomów stanowi lokalne atrakcje jako tereny wypoczynkowe z jeziorkami i chodnikami do spacerowania. Odjeżdżając od ośrodków miejskich zawsze trafia się na las – to nie przypadek. Poza niewielkimi terenami chronionymi przez właścicieli ziemskich, w XIX wieku większość okolicy była łysa, pozbawiona drzew przez szarżującą rewolucję przemysłową.
Powrót lasów w otoczeniu GOP-u zawdzięczamy okresowi PRL gdy przez nasadzenia stworzono pierścień osłonowy wokół wielu miast i ośrodków miejskich. Miało to dwojaką rolę – las pochłaniał zanieczyszczenia, a także utrudniał przemarsz dużych zgrupowań wojsk w razie spodziewanego konfliktu z zachodem. Dziś nadal można cieszyć się sporymi terenami do jazdy z dużą ilością dróg pożarowych o przyzwoitej nawierzchni, choć skala wycinki jest miejscami niepokojąca.
To co najlepsze, kryje się pod powierzchnią
Czy poleciłbym Górny Śląsk komuś przyjezdnemu na rower? Tak, oczywiście, ale najlepiej z dobrym, lokalnym przewodnikiem lub bazując na świetnych materiałach, z których sami korzystamy u Macieja Mutwil (LINK). Nie znając sprytnych skrótów, ścieżek i ciekawych miejscówek trudno czerpać tu przyjemność z jazdy. Zagęszczenie dróg, tramwajów, wąskich gardeł i miejsc nieprzyjaznych kolarzom jest jak w każdym większym organizmie miejskim spore. Jednak porównując z większością polskich miast, aglomeracja śląska ma charakter policentryczny i między poszczególnymi jej centrami, poza głównymi drogami zawsze znajdzie się dziesięć dodatkowych opcji, najlepiej sprawdzić każdą. Warto też poczytać, przejrzeć mapy (w tym historyczne), pogadać z lokalsami. Ludzie często chętnie dzielą się wspomnieniami, zwłaszcza o okolicach zamieszkania czy ich dawnej pracy. Jeżeli interesujesz się trochę historią, przemysłem, koleją i urbanistyką, szczerze polecam i mam nadzieję w kolejnych tekstach przybliżyć nieco konkretne miejscówki.